Jednak postanowiłam sobie udowodnić, że potrafię coś z tym zrobić. I zrobiłam.
Z taką fryzurą oryginalnie została stworzona Scarah. Z racji iż powszechnie wiemy że Mattel jest leniwy jeśli chodzi o fryzury to nie zdziwiła mnie struktura włosów, wydają się być super cienkie, miękkie ale jednocześnie strasznie łatwo się kołtunią i nie wyglądają najlepiej.
Przypomnę, że jej włosy zostawiły ślad nawet na opakowaniu:
Po rozpuszczeniu włosów musiałam je siłą rozdzielić bo pod wpływem kleju nie potrzebowały nawet gumki by zachować swój kształt, najgorszy był środek kucyka. Trochę walczyłam z tą lepistą kulą.
Tak wygląda mokra Scarah po kąpieli z masażem w terpentynie (nie rozpuści makijażu), następnie w proszku do prania i dość gorącej wodzie (bardziej dla zneutralizowania zapachu) a następnie w zwykłym ludzkim szamponie. Na mokro dokładnie wyczesałam, ale ciężko było stwierdzić czy to coś dało.
Wybaczcie brak zdjęć z procesu ale miałam ubrane rękawiczki ochronne i ciężko było mi udokumentować kolejne kąpiele.
Po wyschnięciu włosy przy skalpie nie lepiły się już , zachowywały się dość swobodnie - przynajmniej lepiej niż na początku.
Postanowiłam je wystylizować. Bałam się że polanie wrzątkiem spowoduje, że więcej kleju się wyleje n a włosy. Więc nawilżyłam je i... przejechałam prostownicą.
Taaa... nie radzę.
Spróbowałam wrzątkiem już licząc się z tym że pewnie otrzymam coś na kształt stopionego dreada.
Nic takiego się jednak nie stało. ale dla bezpieczeństwa odseparowałam ciało lalki od włosów.
Włosy poczesałam i zostawiłam do wyschnięcia.
Oto efekt:
Wizualnie jest świetnie. Tylko wizualnie.
Nie podoba mi się faktura włosów. Założę się, że Mattel wyszło z założenia, że nie ma potrzeby dawać dobrych jakościowo włosów do lalki która i tak ma spięte włosy. Lalką wystarczy trochę potrząsnąć, a od razu robią się kołtuny, łatwo je pognieść, zniszczyć fryzurę.
Z efektu jestem zadowolona. Udowodniłam sobie, że da się sunąć klej z włosów. Jednak mój trud na nic się zda, bo chyba i tak będę musiała sprawić jej nowe włosy...